„Inferno” na podstawie „Boskiej komedii” Dantego Alighieri
reżyseria Ewa Wycichowska, scenariusz Jagoda Ignaczak (wybór tekstów), montaż filmu Jarosław Darnowski, scenografia Ryszard Warcholiński, muzyka Jacek Wierzchowski, kostiumy Małgorzata Górna-Saniternik i Adrianna Ziółek
Kościół Środowisk Twórczych, ul. Marii Skłodowskiej-Curie 22
projekt plakatu i programu: Wojciech Wycichowski
reżyseria: Ewa Wycichowska
scenariusz: Jagoda Ignaczak (Wybór tekstów)
montaż filmu: Jarosław Darnowski
scenografia: Ryszard Warcholiński
muzyka: Jacek Wierzchowski
kostiumy: Małgorzata Górna-Saniternik i Adrianna Ziółek
obsługa techniczna: Helena Saciuk, Piotr Nowak
fot. Jarosław Darnowski
Wykonawcy: Marek Kasprzyk Jolanta Kowalska Karolina Łukaszewicz Mariusz Saniternik
oraz Martyna Rzeźnik Tomasz Fijołek Paweł Pilarczyk
Vocal: Helena Saciuk, Michał Jan Barański
Fortepian: Aleksandra Nawe / Danuta Antoszewska
Muzyka finału: Aldona Nawrocka
Aria z Kantaty nr. 170 „Vergnugte Ruh” Jana Sebastiana Bacha
fot. Jarosław Darnowski
„Inferno” to efekt działań twórczych w rzeczywistości pandemicznej, która wpłynęła na przebieg pracy i ostateczny kształt spektaklu. Decydując się na zbudowanie hybrydycznej, pod względem gatunkowym, formy —Ewa Wycichowska wpisała w strukturę dramaturgiczną spektaklu przestrzeń filmową, na którą składają się etiudy zrealizowane przez 33 artystów związanych z Teatrem LOGOS.
Z przygotowanego przez nich, na różnych nośnikach, materiału, surowego w swojej formie i przesłaniu, powstał obraz filmowy opracowany przez Jarosława Darnowskiego. Podobnie jak w „Czyśćcu”, twórcy spektaklu skupiają się na takim wyborze wątków, który uniwersalizuje myśl Dantego. Sprzyja temu wybór przekładu autorstwa Agnieszki Kuciak, którego język jest adekwatny w stosunku do oryginału, a zarazem zrozumiały dla współczesnego odbiorcy. Zasadniczy sens spektaklu budują teksty wypowiadane przez postaci, będące syntezą istot napotkanych w kolejnych kręgach, wyposażone bardziej w „piekielne cierpienie” niż konkretne biografie.
Etiudy filmowe:
Krzysztof Leon Dziemaszkiewicz, Tomasz Fijołek, Mirosław Henke, Dymitr Hołówko, Jagoda Ignaczak, Marek Kasprzyk, Franciszka Kierc-Franik, Kazimierz Knol, Roman Komassa, Jolanta Kowalska, Karolina Łukaszewicz, Izabella Moskal, Piotr Nowak, Mikołaj Nowak, Peter, Krzysztof Raczkowski, Jolanta Rzeczycka-Henke, Martyna Rzeźnik, Helena Saciuk, Mariusz Saniternik, Małgorzata Saniternik, Katarzyna Seroka, Waldemar Sondka, Ewa Stefańska-Nowak, Sandra Stencel, Bogusława Sygitowicz-Szanecka, Mariusz Szanecki, Maria Targowska, Marek Targowski, Ryszard Warcholiński, Ewa Wycichowska, Paulina Wycichowska, Wojciech Wycichowski.
fot. Jarosław Darnowski
Piekło — „Inferno” to, idąc za łacińską etymologią, „to, co znajduje się najniżej”, swoiste podziemie, w którym wieczna kara nie zna drogi ku nadziei.
Lasciate ogni speranza, voi ch'entrate.
Wchodząc, porzućcie wszelkie swe nadzieje.
(Dante, Boska Komedia, Piekło: III, 9)
„Inferno” recenzja
Miałem szczęście w ostatni piątek 4 września być w Łodzi w Teatrze Logos, na premierze spektaklu „Inferno” do tekstów „Boskiej Komedii” Dantego Alighieri w reżyserii Ewy Wycichowskiej. Piszę, miałem szczęście, bo po pierwsze - teatry nie grają, a premier jak na lekarstwo, po drugie - ze względu na pandemiczne obostrzenia, niełatwo znaleźć się w gronie wybranych do niszowego, acz nie przeciętnego teatru. Teatru, który prowokuje. Po trzecie - zrozumiecie moje szczęście, gdy przeczytacie do końca.
Pierwsza prowokacja to spacer publiczności przez Przedpiekle, gdzie oglądamy zastygłe w bezruchu postaci: mężczyznę przykutego łańcuchami do bramy, kobiety zamarłe niczym żona Lota uciekająca z Gomory, kloszarda śpiącego w wysypisku śmieci, czy też pracownika sanepidu, zakażonego koronawirusem, ciężko oddychającego pod respiratorem.
Drugą prowokacją, a właściwie ciosem między oczy, jest zawieszony nad wejściem do kościoła (spektakl jest grany w Kościele Środowisk Twórczych w Łodzi) napis: „Wchodząc, porzućcie wszelkie swe nadzieje”. To samo przesłanie jest wygłaszane z ekranu, na którym widzimy wijącą się w bólach twarz aktora (Dymitr Hołówko), recytującego tę samą frazę Dantego: „Lasciate ogni speranza, voi che entrate”. Chciałoby się krzyknąć, że reżyserka przesadziła, że dyrektor Teatru ks. Waldemar Sondka oszalał, że biskup miejsca powinien natychmiast zareagować, zaś gorliwi katolicy zgłosić sprawę do prokuratury. Mogło przecież dojść do profanacji i obrazy uczuć religijnych! Kościół jest przestrzenią nadziei, jest szpitalem, a nie przestrzenią dla piekła! Przyznajmy jednak, że niestety sami ludzie Kościoła zbyt często ocierają się o piekło i dobrze wiemy, że nieprzypadkowo Dante w środkowym piekle umieścił kilku papieży, biskupów i rzeszę duchownych, chorujących na żądzę pieniądza i nie tylko. Sama siostra Faustyna w swoich wizjach piekła widziała gorsze rzeczy.
Właściwie po tej ekspozycji Przedsionka Piekła kończy się klasyczny teatr, do jakiego jesteśmy przyzwyczajeni, a zaczyna się inscenizacja, o której można powiedzieć, że jest to spektakl hybrydowy. Oto czwórka aktorów, ubrana zupełnie zwyczajnie, staje przy pulpitach, każdy otwiera opasły tom Dantego i po prostu zaczyna czytać rozpisany na role i kwestie poemat. W tle, na wielkim ekranie przesuwają się kolejne obrazy, etiudy filmowe, krótkie szkice wykonane przez zespół Logosu. Wyboru tekstów Dantego dokonała Jagoda Ignaczak, a obsadzeni zostali Marek Kasprzyk, Jolanta Kowalska, Mariusz Saniternik oraz Karolina Łukaszewicz. Teksty zostały tak dobrane i rozdane, że w spektaklu Wycichowskiej właściwie nie wiadomo „who is who”. Czy Kasprzyk jest Dantem, a Saniternik na pewno Wergiliuszem? Czy filigranowa Łukaszewicz to na pewno Beatrycze, a może jest nią właśnie Jolanta Kowalska bezbłędnie interpretująca Helenę Trojańską? Zresztą, czyż nie był to zamysł samego Dantego, aby gdzieś w czeluściach piekielnych, zgubić swojego przewodnika-mędrca i stanąć sam na sam z okropnością piekielnej samotności?
Zamysł reżyserski staje się jednak jasny, gdy zagubieni w trudnym do zrozumienia tekście, zabłąkani w etiudach filmowych lejących się nieprzerwanym strumieniem z ekranu, zobaczymy na ekranie twarze ludzi w maseczkach chroniących się przed koronawirusem i gdy aktorzy wręczą nam do odczytania krótkie fragmenty poematu. Wtedy zrozumiemy dojmujące przesłanie Aktorów Logosu. Piekło to my! Piekło to otaczający nas świat, w którym zostaliśmy zamknięci w przeklętej Covidowej kwarantannie. Piekło to śmierdząca, brudna winda zabierająca nas w głąb kolejnych dziewięciu poziomów czeluści, gdzie dobro na naszych oczach zostaje zbrukane. Piekło to niemoc otwarcia upragnionych drzwi, do których docieramy po mozolnej wspinaczce szarą klatką schodową, które to drzwi na dokładkę są lustrzanym odbiciem siebie. Piekło to dewotka z różańcem na palcu świadoma, że swoimi dłońmi nie uczyniła żadnego dobra. Piekło to sponiewierane piękno, ukryte pod kwiatami zatopionymi w błocku. Piekło to ciało kobiety i mężczyzny, epatujące nieuporządkowanym seksualizmem. Piekło to truskawki rozgniecione w ręku nad półmiskiem symbolizującym vaginę, a przez to gwałt. Piekło to noga artysty, na którą spada nagle bolesna choroba skóry deformująca ciało i powodująca lęk o własną przyszłość. W piekle ludzie zamknięci są w swoich malutkich pokoikach, łazienkach, kuchniach i brudnych klatkach schodowych i skazani na życie wyzbyte nadziei. Piekło wreszcie to moment odwrócenia się plecami do świata i skierowania wyłącznie ku egoistycznemu „ja”.
Czy zasłużyliśmy na piekło? Pomysł spektaklu zrodził się w czasie lockdownu spowodowanego pandemią koronawirusa, kiedy to zespół zmuszony był pracować zdalnie i ta okoliczność wymusiła ową hybrydową formę. Wymusza to na widzu niemoc skomentowania tego, co zobaczył i usłyszał. Może więc, żeby zrozumieć wszystkie wymiary piekła Dantego w obrazie Ewy Wycichowskiej, trzeba ten spektakl zobaczyć jeszcze raz?
„Inferno” nie kończy się rozpaczą, bowiem zespół chce wlać w nasze serca odrobinę nadziei. Ze świata rozpadu i pustki, zostajemy przeniesieni w świat zatopiony w półmroku. Przenosi dzięki kantacie BWV 170 Jana Sebastiana Bacha w wykonaniu Michała Jana Barańskiego, Heleny Saciuk, przy akompaniamencie Aleksandry Nawe. Mężczyzna śpiewa po niemiecku, zaś kobieta po polsku: „O błogi spokoju, o duszy radości!” Osobiście widzę w tym odniesienie do św. Augustyna, który wyznaje niepokój serca, dopóki nie spocznie ono w Bogu. Zaraz, zaraz! To w piekle jest radość? Nie! Istnieje jednak przecież stan poza piekłem, stan normalności, stan pozapandemiczny. Stan chciany przez świętych. Stan spokoju duszy, stan radości. Stan, którego wszyscy pragniemy. Piekło nie jest przecież chciane.
Panna Saciuk śpiewa absolutnie genialnie (obserwujcie pilnie ten szlifowany brylant, bo błyśnie jeszcze nie raz) i równie genialnie tańczy na tle wyświetlonego obrazu Sądu Ostatecznego autorstwa Hansa Memlinga, przechowywanego w Muzeum Narodowym w Gdańsku. Na tle tego samego obrazu tańczą nagle oboje, spleceni węzłem czułości i miłości. Ich taniec nie jest jednak jakimś zmysłowym, erotycznym, rozwiązłym baletem. Jest to taniec dwojga czystych młodych ludzi, sugerujących odniesienie do stworzenia świata. Postaci nie świecą jednak, trwają w półmroku ale nie są mroczne. Niosą w sobie czystą miłość, która jedyna jest w stanie stworzyć świat od początku. Takim, jakim chciał go Bóg.
Zachęcam wszystkich do zobaczenia spektaklu. Jeśli Paryż wart jest mszy, to na „Inferno” w Logosie naprawdę warto wydać parę złotych, by dojechać do Łodzi.